niedziela, 21 kwietnia 2013

"O krasnoludkach i o sierotce Marysi" Maria Konopnicka


"— A choćbym przestrzegł? Jak nic mógłbym przestrzec! Powinienem może nawet? Bo juścić, że temu lisowi źle z oczu patrzy, a co gęba — to całkiem zbójecka. Tylko że musiałbym się aż na górkę drapać, a to mi się wcale, wcale nie uśmiecha. Upał taki…! Zresztą mogłyby tymczasem koszatki albo myszy polne ściągnąć coś nie coś z tych kłosów, którem z takim trudem pościnał. A to przecież moja ciężka praca! E… niech każdy pilnuje spraw swoich. To darmo! A gęsiarka też nie malowana, jak ma czas śpiewać, to ma czas i patrzeć. Śpiewa ładnie, bo śpiewa, nie ma co!
Ale przecież pierwszy obowiązek niż śpiewanie. Przecież od tego ona tam siedzi, żeby gęsi strzegła… A pies? I pies też nie malowany! Umie warczeć na mnie i ogonem się do mnie obracać, to i lisa w krzakach widzieć może. Jeszcze ja będę cudze gęsi oganiał? Co mi z tego przyjdzie? Że tam taka jedna i druga gęś gęgnie: dziękuję! Wielka parada! Ha! ha! ha!
Tu świsnął, rozśmiał się i błysnąwszy czarnymi oczkami, na łapki przednie padł i pilnie kłosy od samego odziemku podgryzać zaczął.
Bo chomik — to zawołany gospodarz; a zarazem lichy gospodarz, bo oprócz roli i pracy na niej, i korzyści z tej pracy — nic go nie interesuje; o siebie tylko dba i o nikogo więcej."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz